Paranoja Część I
- dreamofdarkness
- 8 sty 2018
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 10 sty 2018

Ethan jest specyficznym psychologiem w jednym z francuskich poprawczaków. Ma swój specyficzny tok myślenia, którego dla własnego dobra nie należy zaburzać, a w jego głowie kłębią się wizje, których normalny człowiek nigdy nie zobaczył.
Ethan: Konto / Karta postaci
Ethan Blackburn
-Ma pan jakieś doświadczenie? Chodzi mi dokładniej o pracę z trudną młodzieżą, pełnienie funkcji psychologa, czy pedagoga w zakładzie karnym. - padło kolejne pytanie z ust mojego przyszłego pracodawcy. Siedział na przeciwko mnie w dużym, obijanym ciemną skórą, obrotowy fotel. Na podobnym siedziałem ja. Pomiędzy mną a nim stał jedynie trochę za bardzo zagracony, drewniany stół mający robić mu za biurko.
-Oczywiście, przez ponad rok, zaraz po skończeniu studiów, podjąłem się pracy w zakładzie karnym o zaostrzonym rygorze w Illinois. Miałem styczność z wieloma przypadkami, niektóre były na prawdę trudne, więc postanowiłem nieco zmienić otoczenia. Mam nadzieję, że mów wniosek zostanie rozpatrzony pozytywni. Na prawdę zależy mi na tej pracy. - granatowy garnitur gryzł się z oliwkową cerą naczelnika więzienia dla nieletnich, zwanego żartobliwie wręcz poprawczakiem.
-Illinois? Słyszałem o tym zakładzie. Nie ma ono zbyt przychylnych opinii na swój temat. Niech pan powie, tak miedzy nami, czy to wszystko to prawda? - kolejne niepotrzebne pytanie, zupełnie nie adekwatne co do tematu ten rozmowy. Na jego twarzy znów pojawił się ten uśmieszek chcący odzwierciedlić jego zainteresowanie równe tamu, którym zwykle obdarowuje się starego dozorcę pracującego na nocną zmianę w kiczowatym warzywniaku.
- Cóż, to zależy o co konkretnie pan pyta. Większość z tych informacji są wręcz wyssane z małego palca. Jedynie mały procent tego wszystkiego jest warty uwagi. Więźniowie w Illinois organizuję bójki na spacerniaku, dość krwawe "na śmierć i życie" oczywiście. Co najmniej raz na miesiąc były takie akcje. Bo to oni tam trzymali nieoficjalną pieczę. Handel ze strażnikami-wręcz codzienność. Handel stanowiskami tym bardziej. Jeszcze nie spotkałem więzienia, które nie borykałoby się z takim problemem. - zdecydowanie podważyłem jego lichy autorytet.
-Dziękuję za szczerą odpowiedź. - rzekł i zamilkł sięgając po moje podanie. Przeglądnął je powoli ponownie tak samo znudzonym spojrzeniem przeczesującym kolejne linijki tekstu jak na samym początku spotkania, kiedy wręczałem mu ten skrawek papieru. - Ostatnie pytanie na dzisiaj. Dlaczego postanowił pan opuścić, jak czytałem, rodzinne Stany Zjednoczone i przyjechać do Europy, Francji tym bardziej?
- Nie jestem rodzajem człowieka, który zbytnio przywiązuje się do przelotnych rzeczy. Z resztą tak jak już wcześniej wspominałem, potrzebowałem zmiany otoczenia a wschód wydał mi się najodpowiedniejszy. Bardzo też cenię sobie podróże i poznawanie różnorakich tradycji plemion, czy krajów -Oczywiście mordercze tajemnice interesują mnie najbardziej"- Można powiedzieć, że podróże to taki mój mały konik.
- Cieszę się ze spotkania - ośmielił się powiedzieć po dłuższej chwili milczenia. Wstał i wyciągnął rękę w moją stronę. Również wstałem i odwzajemniłem silny uścisk dłoni. - Co do pańskiego zatrudnienia - zaczął jakby chciał a nie mógł. - Mam nadzieję, że będzie pan w stanie zacząć od najbliższego poniedziałku. A co do wynagrodzenia, będzie ono odpowiednie co do wydajności pracy.
- Dziękuję za spotkanie - ponownie przybrałem uśmiech okazujący znacznie większy entuzjazm niż był w rzeczywistości. - Oczywiście, że tak. Stawię się o odpowiedniej porze.Pieniądze, na prawdę nie grają tutaj żadnej, większej roli.
Mrugnąłem.
Przyjmując na twarzy uśmiech bliski temu, który gościł zawsze na obliczu Jockera, zacisnąłem mocno dłoń i przyciągnąłem mojego rozmówcę mocnym szarpnięciem w swoją stronę. Upadł na masywny blat stołu miażdżąc swoim ciężarem kruche przedmioty porozrzucane po całej jego powierzchni. - Co pan robi? - wykrzyczał prze zaciśnięte gardło. Nic mu nie odpowiedziałem. Obszedłem jedynie szybko biurko wyjmując zza paska ostry, wojskowy móż z zatartym grawerem dewizy pułku, w którym służył mój ojciec. Wspiąłem się na mebel stając okrakiem nad moją ofiarą. Zastygł w bezruchu z przerażenia. Uklęknąłem na jedno kolano miażdżąc jego mostek. - Kogo jeszcze skrzywdzisz? - wyszeptałem w kierunku ostrza, które przyłożyłem do gardła mężczyzny. Szybkim ruchem ręki pozbawiłem go oddechu, na ścianie pojawił się zaciek świeżej krwi.
Mrugnąłem ponownie.
- W takim razie, życzę udanego weekendu. - usłyszałem jeszcze krótką odpowiedź, uśmiechnąłem się lekko w podzięce i wyszedłem.
Comments